Zabawy, które uczą i bawią

Czy można dotknąć tysięcy woltów i przeżyć albo w wieku 5 lat nauczyć się w praktyce znaczenia znaków drogowych? Jak najbardziej – nauka jest nudna tylko w szkolnych ławkach. Niestandardowe podejście do nauczania stało się standardem na całym świecie. Istotne fakty podane w lekkiej, zaskakującej formie są o wiele łatwiej przyswajalne niż linijki tekstu.

Zabawy, które uczą i bawią

Wystarczy na chwilę zajrzeć na portal YouTube, by zobaczyć, jak olbrzymie zainteresowanie wzbudzają zagraniczni wykładowcy chemii czy fizyki, prezentując na swoich zajęciach eksperymenty. Niektórzy z nich nie boją się ryzykować własnym zdrowiem, by udowodnić studentom prawdziwość omawianych teorii. Dzięki wszechobecnym smartfonom ich postawa może inspirować nauczycieli na całym świecie, lecz oprócz sławy zyskują coś jeszcze – podziw wśród swoich studentów. Dzięki nim ci ostatni nie muszą spędzać długich popołudni nad wkuwaniem kolejnych twierdzeń, bowiem w praktyczną wiedzę wyposażeni są już na zajęciach.

A skoro w ten sposób naucza się duże dzieci, czyli studentów, to czy podobnego kierunku nie warto obrać w przypadku najmłodszych? Dzięki zabawie, stanowiącej główny element życia dzieci, unika się znużenia i braku zainteresowania, które są główną przyczyną zniechęcenia do nauki. Prawdziwość tej tezy podkreślają twierdzenia Glenna Domana ,,Nauka jest zabawą, zabawa nauką – im więcej zabawy, tym więcej nauki”. Dlatego też radość, jaką zagwarantuje się dziecku, zwróci się w postaci szybszego nabycia wiedzy. W cenie są szczególnie nieskrępowana kreatywność i twórcza aktywność. Jednym ze sztandarowych przykładów takiego podejścia do nauczania są przedszkola Montessori, które mają swoje placówki w całej Polsce.

W imię walki z nudą!

Jak czytamy w opracowaniu pt. „Niekonwencjonalne metody aktywizujące w nauczaniu i uczeniu się” inż. Jerzego Surmacza i mgr Beaty Szylberg, podczas symulacji i gier z podziałem na role zapamiętuje się 90% wykonywanych czynności. Dla porównania, z tekstu czytanego pamięta się około 10%, a z odsłuchu (np. podczas wykładu) 30%. Prezentacja wizualna to już 50%, ale stąd i tak daleko do 90%. Nie chodzi tylko o szerzenie wartości kulturalnych, o ułatwienie dostępu do nich jednostkom i grupom – linią przewodnią staje się pomoc w tworzeniu. – to znów cytat z ww. opracowania.

Co jednak w sytuacji, jeśli w szkołach stosuje się metody nie mające wiele wspólnego z powyższymi postulatami?

– Dzieci wykorzystają każdą nadarzającą się chwilę i miejsce, by się pobawić – wyjawił jeden z pracowników agencji Trygon, zajmującej się organizacją pikników rodzinnych,  eventów firmowych i imprez integracyjnych. – Wyobraźnia dziecka nie ma ograniczeń, a skutecznie podsycana sprawi im niezapomnianą frajdę. 10 lat doświadczenia w przygotowywaniu imprez nauczyło nas, że zadowolony syn czy córka to podwójnie zadowolony rodzic. Zauważalny jest też trend przychodzenia z małymi dziećmi na festyny, bankiety czy pikniki firmowe. Jest to zrozumiałe, bowiem oferowane na nich atrakcje nie tylko bawią, ale też edukują ich pociechy. Najmłodsi mogą aktywnie uczestniczyć w szeregu gier, zabaw plenerowych czy rozwinąć swe zainteresowania w ogródku animacyjnym. Biorą tam udział w warsztatach plastycznych, uczą się skręcać balonowe zwierzaki lub mogą podziwiać magika. Oprócz tego w programie jest miejsce na zadania polegające na rywalizacji indywidualnej lub grupowej: wyścigach, rzucie do celu, czy zyskującej popularność zabawie Jenga, w której układa się wieżę z drewnianych klocków. Dzieci dzięki nim poprawiają swe zdolności manualne, uczą się pracować w grupie i rozwijają kreatywność. Wszystkie te atrakcje urozmaicają codzienność, a nawet odkrywają skrywane talenty bądź rozwijają te istniejące.

Początek czegoś zupełnie nowego

Mający dziś już 8 lat Marcel spod Opalenicy właśnie na takiej imprezie odkrył w sobie koszykarskiego ,,bakcyla”. Niecałe dwa lata temu pojechał wraz z rodzicami i starszym o rok kuzynem na imprezę do Nowego Tomyśla, organizowaną przez firmę, w której pracuje jego tata. Pomiędzy zażartą ,,walką” na popcorn, a występami klauna, przyszedł czas na konkurencje sportowe. Marcel, jak wspomina jego mama Paulina, raczej stronił od rywalizacji – nie kopał z chłopakami piłki pod domem, nie brał udziału w wyścigach biegowych dookoła parkingu. Wolał bawić się samochodami, którymi doszczętnie ,,zastawiony” był jego pokój.

Jednak po namowach Mariusza, kuzyna, obaj zdecydowali się wziąć udział w zawodach. Wynik zmagań oczywiście był nieistotny, aczkolwiek Marcela najbardziej urzekła jedna z konkurencji – rzut ringiem do celu. Jeszcze długo po jej zakończeniu starał się trafiać na pal, systematycznie zwiększając odległość. Pani Paulina jest zdania, że gdyby nie powrót do domu, jej syna zastałaby tam noc.
 
W ten sposób Marcel rozpoczął swoją przygodę z koszykówką. Od roku regularnie chodzi na treningi lokalnej drużyny Basket Team, a za dwa tygodnie uda się do Poznania na swój już trzeci turniej mini-koszykówki. Według pani Pauliny, piłka jest teraz największym przyjacielem Marcela, z którą nie rozstaje się nawet po powrocie z hali treningowej.

Wybrane dla Ciebie